„Pilnie potrzebna jest wielka modlitwa za życie, przenikająca cały świat [EV, 100]”

Potęga modlitwy

Wymodlona wolność

Mariazell

Jest rok 1945, koniec II woj­ny świa­to­wej. Austrię podzie­lo­no na czte­ry stre­fy oku­pa­cyj­ne. Francuzi zaję­li Tyrol, gór­skie obsza­ry Styrii i Karyntii opa­no­wa­ły woj­ska bry­tyj­skie, Amerykanie Górną Austrię oraz Salzburg, a naj­bo­gat­sza Dolna Austria, ze sto­li­cą w Wiedniu, przy­pa­dła sowiec­kiej Armii Czerwonej.

Dlaczego prze­ży­łem woj­nę? Dlaczego nie zgi­ną­łem w obo­zie jeniec­kim uni­ka­jąc roz­strze­la­nia? To pyta­nia, któ­re więk­szość oca­la­łych Austriaków w tam­tym okre­sie sobie zada­wa­ła. Franciszkanin ojciec Petrus Pavlicek rów­nież. Wciąż szu­ka na nie odpo­wie­dzi, a już zaczy­na­ją poja­wiać się kolej­ne zmar­twie­nia. Sytuacja w kra­ju jest bez­na­dzie­ja. Ukochana ojczy­zna zna­la­zła się pod wpły­wa­mi radziec­ki­mi. Co robić? Jak pomóc ludziom i Austrii? Nie po to oca­lał, żeby teraz sie­dzieć bez­piecz­nie za mura­mi zako­nu. Musi dzia­łać. Czuje, że Bóg, daru­jąc mu życie, powie­rzył mu pew­ne zada­nie. Ale cóż on, zwy­kły zakon­nik, może zdziałać?

Pierwszą myślą jest Mariazell – austriac­ka „Częstochowa”. Wielkie tam­tej­sze sank­tu­arium maryj­ne. To wła­śnie tam po wyj­ściu z obo­zu jeniec­kie­go w Cherbourg uda­je się w dzięk­czyn­ną piel­grzym­kę, aby przed cudow­nym obra­zem Matki Bożej, patron­ki Austrii, podzię­ko­wać za oca­le­nie życia w trak­cie woj­ny. Podczas gorą­cej modli­twy o. Petrus sły­szy skie­ro­wa­ne do nie­go sło­wa: „Czyńcie, co wam mówię, a będzie wam dany pokój”.

Te zda­nie wyda­ło się ojcu zna­jo­me. W trak­cie poby­tu w obo­zie wpa­dła mu w ręce książ­ka, opi­su­ją­ca fatim­skie obja­wie­nia. Czytając ją zro­zu­miał, że całe nie­szczę­ście, któ­re­go sam doświad­czył i wciąż jest jego uczest­ni­kiem, zapo­wie­dzia­ła sama Maryja. Gdyby tyl­ko ludz­kość zechcia­ła posłu­chać i wypeł­nić proś­by Najświętszej Matki, moż­na było unik­nąć roz­le­wu krwi, ludz­kie­go okru­cień­stwa i cier­pie­nia. Oprócz tego ojciec Petrus zro­zu­miał, że naj­bliż­sze lata ludz­ko­ści będą nie­uchron­nie zwią­za­ne z tym, co Matka Boża obja­wi­ła w Fatimie. Jedynym ratun­kiem dla świa­ta może być przy­ję­cie tego, co nam prze­ka­za­ła i życie zgod­ne z Jej fatim­ski­mi obja­wie­nia­mi. W prze­ciw­nym razie na świe­cie zapa­nu­ją woj­ny, głód, prze­śla­do­wa­nia i cier­pie­nia nie­win­nych ludzi. Maryja w Fatimie skła­da ludz­ko­ści wiel­kie obiet­ni­ce, ale to od jej postę­po­wa­nia zale­ży, czy Bóg je speł­ni, czy nie. Bóg dał ludziom wol­ną wolę i wybór. Pragnie, aby wybra­li Jego miłość. Jednak, kie­dy ludzie coraz bar­dziej Go obra­ża­ją, ich grze­chy ścią­ga­ją na świat kolej­ne tragedie.

„Niech ludzie już wię­cej nie obra­ża­ją Boga, któ­ry i tak jest już bar­dzo obra­żo­ny” – powie­dzia­ła Matka Boża, koń­cząc swo­je obja­wie­nia 13 paź­dzier­ni­ka 1917 roku. I wła­śnie to ostat­nie zda­nie sta­ło się dla ojca Pavlicka czymś na wzór dro­go­wska­zu – co ma czy­nić, w któ­rą stro­nę iść i jak roz­po­cząć reali­za­cję Bożego planu.

Polecenie Maryi

Nagle dla fran­cisz­ka­ni­na wszyst­ko sta­je się jasne i oczy­wi­ste. W tam­tej chwi­li zro­zu­miał zamysł Boży, pojął, cze­go żąda­ją od nie­go Bóg i Maryja oraz na czym ma pole­gać jego rola w wyzwo­le­niu Austrii spod oku­pan­ta. Austriacy muszą wybła­gać u Maryi cud poko­ju i wol­no­ści. To był ostat­ni ratu­nek dla kra­ju, któ­re­go przy­szłość malo­wa­ła się w naj­czar­niej­szych bar­wach. Sowieci zaczy­na­ją wpro­wa­dzać bar­ba­rzyń­skie porząd­ki. Niszczą prze­mysł i gospo­dar­kę kra­ju. Zajęte tere­ny trak­tu­ją, jako zdo­bycz wojen­ną. Wizja dzie­się­cio­le­ci pod oku­pa­cją czer­wo­no­ar­mi­stów jest bar­dzo realna.

Austrii coraz bar­dziej gro­zi wewnętrz­ny podział na dwa anta­go­ni­stycz­nie pań­stwa – kapi­ta­li­stycz­ny Zachód oraz komu­ni­stycz­ny Wschód.

„Czyńcie, co wam mówię, a będzie wam dany pokój” – to zda­nie cały czas brzmia­ło w uszach fran­cisz­ka­ni­na. Nie prze­sta­je modlić się o świa­tło Ducha Świętego, aby zro­zu­mieć, w jaki spo­sób ma wypeł­nić proś­by Fatimskiej Pani. Maryja wyraź­nie pod­kre­śli­ła, że nie cho­dzi Jej tyl­ko o zakon­ni­ka. Mówiąc „czyń­cie” ma na myśli cały naród austriac­ki. Aby nastał pokój, potrze­ba zgo­dy i posłu­szeń­stwa Matce Bożej całe­go naro­du. Zakonnik musi poru­szyć ser­ce każ­de­go Austriaka. Tylko jak ma to zro­bić? O co może pro­sić go Maryja?

W koń­cu przy­szło oświe­ce­nie. Krucjata różań­co­wa. Ma pomóc Matce Bożej utwo­rzyć pokut­ną wspól­no­tę, odma­wia­ją­cą róża­niec. Kierownictwo nad cało­ścią obej­mie sama Maryja; jego rola w tym dzie­le jest drugorzędna.

Modlitwa połą­czo­na z poku­tą jest w sta­nie spra­wić wiel­kie cuda. Kiedy modli się i poku­tu­je jeden czło­wiek, zauwa­ża on zmia­ny w jego oso­bi­stym życiu; a gdy modli się i poku­tu­je cały naród, cuda, jakie zaczy­na­ją się dziać, doty­ka­ją wszyst­kich wymia­rów spo­łecz­nych, poli­tycz­nych czy gospodarczych.

Misja kru­cja­ta

Zakonnik roz­po­czy­na misję. Przemierza cały kraj wzdłuż i wszerz, wzy­wa­jąc do modli­twy, nawró­ce­nia się i poku­ty. Pielgrzymując od mia­sta do mia­sta, fran­cisz­ka­nin powta­rza sobie w ser­cu otrzy­ma­ne od Maryi zada­nie. To go trzy­ma przy nadziei, że kraj zosta­nie wyzwo­lo­ny. Z każ­dym dniem coraz moc­niej ufa, że zawie­rze­nie kra­ju Panu Bogu, przez Matkę Bożą i Jej Niepokalane Serce, oraz roz­po­czę­ta kru­cja­ta przy­nio­są wyma­rzo­ny cel. Nie pod­da­je się. Coraz moc­niej zaczy­na wie­rzyć, że to, co robi, ma sens.

Charyzmatyczny kazno­dzie­ja zaczy­na pozy­ski­wać pierw­szych człon­ków kru­cja­ty. Głosząc kaza­nia i reko­lek­cje, pory­wa coraz więk­sze rze­sze naro­du. Kościoły, w któ­rych spra­wu­je Msze Święte, pęka­ją w szwach, licz­ne gru­py grzesz­ni­ków się nawra­ca­ją i odzy­sku­ją wia­rę, a do jego spo­wied­ni­ka usta­wia­ją się ogrom­ne kolej­ki. Podczas swo­ich dzia­łań zakon­nik nie roz­sta­je się z figur­ką fatim­skiej Matki Bożej.

Przez gor­li­wych ludzi Najwyższy wyle­wa swo­je łaski. Tak samo było w przy­pad­ku fran­cisz­ka­ni­na. Gdziekolwiek się zna­lazł, dzia­ły się cuda, a ludzie otrzy­my­wa­li szcze­gól­ne łaski. Odczuwali nie­mal nama­cal­nie łącz­ność ojca Pavlicka z niebiosami.

Zaczyna kształ­to­wać się wspól­no­ta ludzi, któ­rzy codzien­nie modlą się na różań­cu w inten­cji odzy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści kra­ju. Grupa sys­te­ma­tycz­nie się powięk­sza. Gdy osią­ga licz­bę 500 osób, fran­cisz­ka­nin pro­si wła­dze kościel­ne o zgo­dę na pro­wa­dze­nie krucjaty.

Udaje się. „Pokutna kru­cja­ta różań­co­wa o pokój dla świa­ta” roz­po­czy­na dzia­łal­ność w Wiedniu 2 lute­go 1947 roku. Nowy ruch to nie tyl­ko modli­twa, ale i poku­ta, o któ­rą w Fatimie pro­si­ła Matka Boża. Wspólnota sta­wia sobie trzy głów­ne cele: modli­twa i poku­ta w imie­niu wszyst­kich tych, któ­rzy zapo­mnie­li o Bogu, modli­twa bła­gal­na o pokój oraz proś­ba o wol­ność dla całej Austrii. Dwa lata póź­niej kru­cja­tę zatwier­dza Austriacka Konferencja Biskupów.

Cała Austria się modli

Biskupi zaapro­bo­wa­li ini­cja­ty­wę, a tak­że włą­czy­li się w pro­pa­go­wa­nie kru­cja­ty na tere­nie całej Austrii. W maju 1952 roku kru­cja­ta prze­kra­cza pół milio­na człon­ków. Niesamowitym fak­tem jest to, że kru­cja­tę wspar­li rów­nież rzą­dzą­cy poli­ty­cy. Kanclerz Leopold Figl, a póź­niej jego następ­ca Julius Raab, rów­nież zaczę­li odma­wiać różaniec.

Prócz codzien­nej modli­twy, człon­ko­wie kru­cja­ty zaczy­na­ją orga­ni­zo­wać tak zwa­ne pro­ce­sje świa­tła, czy­li prze­bła­ga­ne mar­sze, w któ­rych uczest­ni­czą rze­sze wiernych.

Tymczasem po stro­nie poli­ty­ki trwa­ją nego­cja­cje z Rosjanami w spra­wie wyco­fa­nia wojsk sowiec­kich z tere­nów Austrii. Niestety, kolej­ne roz­mo­wy nie przy­no­szą żad­nych skut­ków. Stanowcze „nie” to odpo­wiedź, z jaką za każ­dym razem wra­ca­ją austriac­cy kanc­le­rze. Austria w żaden spo­sób nie przy­bli­ża się do odzy­ska­nia upra­gnio­nej niepodległości.

„Każdy z was powi­nien wie­dzieć, że nasze, dziś skła­da­ne skry­cie, ofia­ry i modli­twy nie pój­dą na mar­ne. Kiedyś oka­że się, jak bar­dzo były one bli­skie Bogu i Maryi i jak praw­dzi­we stru­mie­nie łask i bło­go­sła­wieństw zosta­ły dane naszej ojczyź­nie, świa­tu, każ­de­mu z was” – tymi sło­wa­mi fran­cisz­ka­nin pod­no­si na duchu człon­ków kru­cja­ty, któ­rzy w ota­cza­ją­cej rze­czy­wi­sto­ści zaczy­na­ją tra­cić nadzie­ję i – nie dostrze­ga­jąc zmian w kra­ju – chcą odcho­dzić od kru­cja­ty. Na szczę­ście ojciec Petrus potra­fi zapa­lić do dzia­ła­nia każ­de ser­ce. Jego nie­słab­ną­ca wia­ra we Wszechmoc Boga i potęż­ne wsta­wien­nic­two Maryi są zaraź­li­we. Głęboko wie­rzy, że Austria zosta­nie ura­to­wa­na. Dla Boga, bowiem nie ma rze­czy niemożliwych.

Do tej pory austriac­cy kanc­le­rze, Leopold Figl i Julius Raab, przez trzy lata prze­pro­wa­dzi­li już ponad 300 roz­mów na temat trak­ta­tu poko­jo­we­go z Rosjanami, ale Wiaczesław Mołotow, ówcze­sny Minister Spraw Zagranicznych ZSRR, pozo­sta­je nieugięty.

„Ojcze Petrus, jesz­cze nigdy nie wra­ca­łem z posie­dze­nia tak smut­ny. Mołotow powie­dział mi pro­sto w twarz: «Panie Figl, niech Pan nie robi sobie żad­nych nadziei. To, co my Rosjanie raz zdo­bę­dzie­my, tego już nigdy nie odda­my»”. „Ojcze Petrus – powie­dział Figl – teraz pozo­sta­je nam tyl­ko jed­na jedy­na nadzie­ja: Bóg! Musimy wię­cej się modlić, wię­cej się modlić o pokój do Boga i Maryi!” – tymi sło­wa­mi zwra­ca się do ojca Pavlicka kanc­lerz Figl, po powro­cie z roz­mów w Moskwie.

Procesja Światła

W tak bar­dzo trud­nej sytu­acji ojciec Petrus nie prze­sta­je wie­rzyć, że oswo­bo­dze­nie spod oku­pa­cji trze­ba powie­rzyć Maryi. „Z wła­dzą sowiec­ką może­my przejść od „nie” do „tak”, tyl­ko przez Maryję” – powie­dział fran­cisz­ka­nin. Jest wrze­sień 1950 roku. Zakonnik posta­na­wia zor­ga­ni­zo­wać w ser­cu Wiednia Nocną Procesję Światła, w inten­cji wyco­fa­nia wojsk radziec­kich z Austrii. Do pomy­słu prze­ko­nu­je obu kanc­le­rzy, któ­rzy posta­na­wia­ją oso­bi­ście wziąć udział w marszu.

Wielu drwi­ło i szy­dzi­ło z pomy­słu ojca Pavlicka. Miała to być pierw­sza tego typu ini­cja­ty­wa dla wypro­sze­nia wol­no­ści. Czy ludzie zechcą wziąć w niej udział? Czy nie będą się oba­wiać sta­cjo­nu­ją­cych wojsk?

„Ojcze Petrus, jeśli mie­li­by­śmy tyl­ko my sami, ty i ja, cho­dzić woko­ło i pro­sić, to moja Ojczyzna jest dla mnie tego war­ta, aby­śmy się modli­li. Inaczej wol­ni nie będzie­my!” – o swo­im peł­nym zaan­ga­żo­wa­niu w spra­wę zapew­nia fran­cisz­ka­ni­na kanc­lerz Figl.

Obawy ojca Pavlicka i kanc­le­rza Austrii oka­za­ły się zupeł­nie bez­pod­staw­ne. Wolność ojczy­zny i dobro jej oby­wa­te­li oka­za­ło się waż­ne dla wie­lu tysię­cy Austriaków. Zakonnik potra­fił zmo­bi­li­zo­wać ogrom­ne rze­sze wier­nych. Na pro­ce­sję przy­by­wa 15 tysię­cy osób. Każdy uczest­nik trzy­ma w jed­nej ręce róża­niec, a w dru­giej pło­ną­cą świe­cę. To był wspa­nia­ły widok tysią­ca pło­mie­ni, któ­re wie­czor­ną porą ukła­da­ły się niczym świe­tli­sty dywan. Trasa wie­deń­skie­go mar­szu prze­bie­ga­ła od słyn­ne­go Votivkirche do klasz­to­ru Ojców Franciszkanów.

Podczas każ­de­go następ­ne­go prze­mar­szu kru­cja­ta gro­ma­dzi coraz więk­szą licz­bę uczest­ni­ków, two­rząc kil­ku­dzie­się­cio­ty­sięcz­ny tłum.

Wrześniowe Procesje Światła powta­rza­no przez kolej­ne czte­ry lata. Niestety, woj­ska sowiec­kie nadal oku­po­wa­ły Austrię. Mimo wszyst­ko uczest­ni­cy kru­cja­ta różań­co­wej nie tra­cą nadziei, a ojciec Petrus, pełen wia­ry, wciąż powta­rza: „Możemy to prze­ła­mać! Możemy! Ale tyl­ko przez Maryję!”.

Mołotow mówi TAK

Od roz­po­czę­cia pokut­nej kru­cja­ty mija już sie­dem lat. Jest Boże Narodzenie 1954 roku. Odzyskanie peł­nej wol­no­ści nadal wyda­je się bar­dzo odle­głe. Na cud cze­ka ponad pół milio­na człon­ków kru­cja­ty. Podczas ostat­niej roz­mo­wy Mołotow stwier­dza kate­go­rycz­nie, że nie daje Austrii żad­nych nadziei na zawar­cie jakiej­kol­wiek umo­wy państwowej.

Austriacki rząd zro­zu­miał, że dro­gą dyplo­ma­cji nic już nie uda im się zdzia­łać. Wówczas kanc­lerz Figl zwra­ca się do ojca Pavlicka: „Pozostała już tyl­ko modlitwa”.

Krucjata, na wezwa­nie kanc­le­rza, zare­ago­wa­ła jesz­cze bar­dziej żywą i gorą­cą modli­twą niż do tej pory. Dniem i nocą we fran­cisz­kań­skim koście­le w Wiedniu wier­ni trwa­ją na modlitwie.

Minęło pół roku – i sta­je się rzecz nie­ocze­ki­wa­na oraz trud­na do racjo­nal­ne­go wyja­śnie­nia. Wyczekiwany i wymo­dlo­ny od sied­miu lat cud nagle się zisz­cza. Zupełnie nie­ocze­ki­wa­nie Rosjanie zmie­nia­ją zda­nie. Stało się to aku­rat w jeden z dni fatim­skich w 1955 roku.

Data 13 maja 1955 już na zawsze zosta­nie zapa­mię­ta­na, jako dzień, w któ­rym Różaniec zmięk­czył Mołotowa. Nagle umo­wa pań­stwo­wa, zwra­ca­ją­ca Austrii wol­ność, mogła zostać pod­pi­sa­na i zre­ali­zo­wa­na. Strona rosyj­ska zga­dza się pod­pi­sać trak­tat. Dokument gwa­ran­tu­je rezy­gna­cję z zaj­mo­wa­nej przez Sowietów czę­ści Austrii, a tak­że wyco­fa­nie z jej tere­nów Armii Czerwonej.

Wracający do kra­ju kanc­lerz i mini­ster spraw zagra­nicz­nych nie mogą uwie­rzyć w to, z jaką dobrą nowi­ną wra­ca­ją do kra­ju. Wszyscy Austriacy, nawet kanc­le­rze, dosko­na­le zda­wa­li sobie spra­wę z tego, Komu zawdzię­cza­ją ten wiel­ki prze­łom w spra­wie, ten wiel­ki cud. Ta wol­ność zosta­ła wymo­dlo­na. Żywią prze­ko­na­nie, że wła­śnie są świad­ka­mi nad­zwy­czaj­nych dzia­łań Boga i Jego Matki.

Podpisując doku­ment Figl, ówcze­sny mini­ster spraw zagra­nicz­nych Austrii, powie­dział: „Chcę podzię­ko­wać przede wszyst­kim Bogu”. „Dziękując Bogu Wszechmogącemu. Podpisujemy umo­wę i z rado­ścią woła­my: Austria jest wolna!”

Maryja speł­ni­ła obietnicę

W całym kra­ju wybu­cha ogrom­na radość. Wyrazem wdzięcz­no­ści za przy­wró­ce­nie wol­no­ści, we wszyst­kich austriac­kich kościo­łach roz­dzwa­nia­ją się dzwo­ny, któ­re nie­prze­rwa­nie przez trzy dni i trzy noce dzwo­nią na chwa­łę Pana. W dzięk­czyn­nych nabo­żeń­stwach udział bio­rą wszy­scy Austriacy – zarów­no człon­ko­wie kru­cja­ty, jak i poli­ty­cy. Sam kanc­lerz Raab pod­kre­śla, że to Matka Boża uzy­ska­ła dla Austrii trak­tat poko­jo­wy: „Jesteśmy wol­ni! Dziękujemy Ci za to, Maryjo!”

W paź­dzier­ni­ku – mie­sią­cu maryj­nym – z Austrii wyjeż­dża ostat­ni radziec­ki żołnierz.

Sowieci byli zna­ni z tego, że nie wyco­fu­ją się z zaję­tych przez sie­bie tere­nów. Dlaczego zatem w przy­pad­ku Austrii zro­bi­li wyją­tek? Do dzi­siaj histo­ry­cy, nawet rosyj­scy, nie są w sta­nie racjo­nal­nie wytłu­ma­czyć, co było powo­dem nagłej zmia­ny sta­no­wi­ska Rosjan. To chy­ba wystar­cza­ją­cy dowód na nad­przy­ro­dzo­ną pomoc Maryi.

Już w chwi­li pod­pi­sy­wa­nia doku­men­tu kanc­lerz Raab zda­wał sobie spra­wę z tego, że w przy­szło­ści znaj­dą się nie­do­wiar­ko­wie, poli­to­lo­dzy czy histo­ry­cy, któ­rzy to wyda­rze­nie będą sta­ra­li się wytłu­ma­czyć w naj­bar­dziej ludz­ki, zwy­czaj­ny spo­sób, nie odwo­łu­jąc się do Boskiej inter­wen­cji i wsta­wien­nic­twa Matki Bożej. „Gdyby nie modli­twa, gdy­by nie mnó­stwo skła­da­nych w Austrii do modli­twy rąk, nie osią­gnę­li­by­śmy tego. To Matka Boża pomo­gła nam w uzy­ska­niu trak­ta­tu poko­jo­we­go” – stwier­dza kanc­lerz, mówiąc o cudzie odzy­ska­nia niepodległości.

„Co nie­moż­li­we jest u ludzi, moż­li­we jest u Boga”. Wszystkie pro­ble­my i trud­no­ści mogą zostać roz­wią­za­ne, gdy ludzie z ufno­ścią pro­sić będą Matkę Bożą o wsta­wien­nic­two u Wszechmocnego Boga. Maryja jest w sta­nie wyjed­nać u Boga praw­dzi­we cuda.

 

Małgorzata Czernecka